
Fot. Ernest F./Wikimedia |
- Tak pisze Daksha Vats z Indii, która w grudniu ubiegłego roku przeprowadziła się z mężem do Oslo. Mąż pracuje dla Telenoru. A Daksha była w momencie przeprowadzki w szóstym miesiącu ciąży.
W Indiach była od pierwszych miesięcy ciąży pod opieką ginekologa. Po przyjeździe do Norwegii miała kłopoty ze znalezieniem położnej w swojej dzielnicy.
- Skończyło się na tym, że poszłam do położnej prywatnie - wspomina. - Było bardzo drogo, ale czego się nie robi dla noszonego pod sercem dziecka.
Rozwiązanie to funkcjonowało bardzo dobrze do momentu, gdy Daksha zaczęła się obawiać, że dziecko może być martwe.
- Skierowano mnie do lekarza, ale tam dowiedziałam się, że mam zaczekać do następnego dnia. Kiedy człowiek martwi się o dziecko, każda doba wydaje się nieskończenie długa. Na szczęście okazało się, że wszystko jest w porządku.
Cudzoziemki rodzące w Norwegii są w szoku
Daksha należy do grupy Imago, skupiającej zamieszkałe w Norwegii matki innych narodowości. Grupa ta liczy na Facebooku 1000 członkiń z 35 krajów. Jej założycielką była Katalina Galambos z Węgier, autorka książki Oslo dla matek (Oslo for mothers).
W grudniu ukaże się jej nowe, rozszerzone wydanie z dodatkowym rozdziałem poświęconym systemowi opieki położniczej w Norwegii.
- Wiele z kobiet, z którymi rozmawiałam mówi, że rodzenie w Norwegii było dla nich szokiem. Dużo rzeczy wygląda tu inaczej, niż w innych krajach - mówi Galambos.
Lepiej pojechać urodzić do domu
Sama Katalina, kiedy cztery lata temu miała urodzić swoje pierwsze dziecko, pojechała do domu, na Węgry.
- Na Węgrzech wybiera się swojego ginekologa prowadzącego już po sześciu tygodniach ciąży. Ten ginekolog nadzoruje cały przebieg ciąży, a kiedy dana kobieta ma rodzić, szpital dzwoni po niego. Jest to część publicznej oferty, ale niepisana zasada mówi, że płaci się za to pewną dodatkową kwotę, wynoszącą od kilku do dziesięciu tysięcy koron.
![]() |
Oslo dla matek. Poradnik dla matek-cudzoziemek. Fot. K. Galambos |
Kiedy Katalina spodziewała się drugiego dziecka, plan był taki, że urodzi je w Norwegii, ale ze względów rodzinnych koniec końców znów stanęło na porodzie na Węgrzech.
- Bardzo wyraźnie zobaczyłam wtedy, jakie zalety ma to, że na izbie porodowej jest ginekolog, który zna bardzo dobrze zarówno moje ciało, jak i psychikę. To dało mi ogromne poczucie bezpieczeństwa - wspomina Katalina.
Nowa położna co dwie godziny
Ale wróćmy do Dakshy Vats. Kolejne spotkanie Hinduski z norweską służbą zdrowia nastąpiło, gdy osiem dni po terminie odeszły jej wody płodowe. Pojechała wtedy do szpitala, w którym miała rodzić. To nie było przyjemne doświadczenie:
- Była Wielkanoc. Nie jestem w stanie zliczyć, z jak wielką liczbą osób miałam do czynienia. Minęło dużo czasu, nim zaczęły się skurcze, a położne zmieniały się mniej więcej co dwie godziny. Ponieważ byłam po terminie, a wody płodowe odeszły, zarówno mój mąż, jak i ja byliśmy niespokojni. Tymczasem lekarz przyszedł, żeby mnie zbadać dopiero po półtorej doby.
Narkoza i cesarskie cięcie
Po dwóch dobach pobytu Dakshy w szpitalu wykonano cesarskie cięcie i tak na świat przyszła jej córka Geert.
- Na szczęście wszystko dobrze się skończyło, ale Geert urodziła się z zapaleniem płuc. Jestem przekonana, że w Indiach do czegoś takiego by nie doszło. Moim zdaniem w Norwegii panuje przekonanie, granicząca z obsesją, że poród powinien odbywać się naturalnie, a nie przez cesarskie cięcie - mówi Daksha, podkreślając, że wolałaby urodzić w sposób naturalny - gdyby było to możliwe.
Dodaje też, że ma zaufanie do kompetencji norweskich położnych, natomiast uważa, że system opieki położniczej można by ulepszyć:
- Nie mogę przestać się dziwić, że kobieta nie ma ani jednej wizyty u ginekologa podczas trwania ciąży. Po drugie, myślę, że to dziwne, że Norwegia, która ma tak niewielu mieszkańców, nie może zaoferować matkom takiego rozwiązania, gdzie ta sama osoba zajmuje się nimi podczas ciąży i porodu.
Samodzielne położne
Marit Heiberg, przewodnicząca Norweskiego związku położnych (Den norske jordmorforening) przyznaje, że norweski system opieki położniczej zbudowany jest inaczej, niż w wielu innych krajach:
- Mamy wykwalifikowane położne po pięcioletnich studiach, które zajmują się matką zarówno przed, w trakcie, jak i po porodzie. Siedem na dziesięć porodów przyjmowane jest przez same położne, bez asysty lekarza. Lekarz lub ginekolog przychodzi tylko wtedy, jeśli poród nie przebiega normalnie.
![]() |
Fot. Scott/Wikimedia |
Heiberg potwierdza, że czasami ciężko może być znaleźć położną, która mogłaby monitorować przebieg ciąży i wskazuje jako alternatywę instytucję lekarza pierwszego kontaktu.
- Mamy w Norwegii 269 położnych na 430 gmin i to faktycznie może stanowić problem - mówi.
Zrozumiała krytyka
Przewodnicząca Norweskiego związku położnych podkreśla, że wypowiada się ogólnie i że nie wątpi w to, że np. Daksha Vats miała podczas porodu nieprzyjemne doświadczenia:
- Bardzo dobrze rozumiem pragnienie kobiet, by to ta sama osoba zajmowała się nimi zarówno podczas ciąży, jak i porodu, że to daje poczucie bezpieczeństwa. Są prywatne podmioty, które oferują coś takiego, ale za to trzeba zapłacić. Oczywiście też chcielibyśmy, by rodząca musiała odnosić się do jak najmniejszej liczby osób, ale jeśli trafi do szpitala podczas pracowitego dyżuru lub w sezonie świątecznym, nie zawsze się to uda.
Norwegia i tak najlepsza na świecie?
Heiberg potwierdza, że w Norwegii generalnie unika się cesarskich cięć:
- Uważamy, że kobiety powinny rodzić w zwykły sposób i unikamy tego, co nazywamy niepotrzebnym cesarskim cięciem. Nie chodzi tylko o to, że ryzyko, że coś pójdzie nie tak jest wtedy większe. Robimy to również z myślą o przyszłych ciążach danej kobiety.
Przewodnicząca związku położnych stoi twardo na stanowisku, że Norwegia i tak jest jednym z najlepszych miejsc na świecie na rodzenie dzieci:
- Znajdujemy się wśród pięciu-sześciu krajów na świecie, w których najlepiej być matką. W statystykach jesteśmy dużo wyżej, niż Węgry, czy Indie - podkreśla.
A co o norweskiej opiece położniczej mają do powiedzenia Polki? Jest wśród Was wiele matek. Podzielcie się swoimi opiniami!
Źródło: Aftenposten
To może Cię zainteresować
02-11-2013 12:13
1
0
Zgłoś
02-11-2013 12:04
1
0
Zgłoś
02-11-2013 09:23
0
-1
Zgłoś
02-11-2013 08:08
2
0
Zgłoś
02-11-2013 00:01
2
0
Zgłoś
01-11-2013 23:34
1
0
Zgłoś
01-11-2013 18:53
0
-1
Zgłoś
01-11-2013 17:12
2
0
Zgłoś
01-11-2013 15:19
2
0
Zgłoś