Nielegalne połowy na Lierelva: 10 000 koron za brak zezwolenia. Walka z kłusownikami trwa tu cały rok

Tablica po polsku i norwesku informuje o zakazie nielegalnych połowów. fot. Jacek Zduńczyk
Nie tylko Polacy łowią bez zezwolenia
– Rzeczywiście mamy poważny problem z nielegalnymi połowami – mówi Audun Holmen, przewodniczący Związku Wędkarskiego Lierelva. – Najczęściej na kłusownictwo decydują się Polacy i Litwini, ale muszę przyznać, że nie brakuje też Norwegów wędkujących nielegalnie. Z problemem tym walczymy praktycznie przez cały rok. Rzekę patrolują najczęściej członkowie naszego związku. Czasami zmuszeni jesteśmy poprosić o pomoc również policję. Patrole są lądowe i rzeczne. Osoby złapane na gorącym uczynku mogą zostać ukarane mandatem.
Holmen mówi, że kary za połów bez zezwolenia są różne, zależności od wielu rozmaitych czynników. Najwyższy mandat to dziesięć tysięcy koron – Chyba nie warto więc ryzykować – dodaje.
„Zostawiłem wędki, uciekłem w krzaki”
– Łapaliśmy z kolegami ryby na rzece Lierelve – opowiada jeden z byłych już amatorów nielegalnego wędkowania. – Rozłożyliśmy sprzęt tuż przy ujściu rzeki do fiordu. To było pod koniec kwietnia, jeszcze przed oficjalnym rozpoczęciem sezonu wędkarskiego, więc od razu było wiadomo, że kłusujemy. Tuż za nami znajdowała się wieża obserwacyjna, z której miłośnicy przyrody oglądają ptaki, bo jest tam też rezerwat przyrody z ogromnym bogactwem przeróżnych gatunków ptaków. Pochłonięci łapaniem ryb, a mieliśmy wtedy branie, nie zauważyliśmy, że właśnie jacyś mężczyźni weszli na wieżę, trzymając w dłoniach lornetki. To oni musieli powiadomić strażników. W pewnym momencie zza szuwarów wyłoniła się łódka. Płynęło w niej dwóch mężczyzn w jakichś mundurach, ale nie policyjnych, i kobieta. Jeden z mężczyzn podszedł do mnie i grzecznie poinformował, że w Norwegii nie wolno łapać ryb w rzekach przed 15 maja i po 15 września, a łapanie ryb w dozwolonym terminie jest możliwe po wykupieniu karty wędkarskiej. Gdy ten facet ze mną rozmawiał, kobieta robiła nam wszystkim zdjęcia z bliskiej odległości. Ostrzegli, że jeśli złapią nas jeszcze raz, to zapłacimy bardzo wysoki mandat. Musze przyznać, że potem spróbowałem ponownie tych nielegalnych połowów i znowu mnie namierzyli. Za drugim razem porzuciłem już moją drogą wędkę, torbę z całym sprzętem wędkarskim oraz składane krzesło i… dałem drapaka w krzaki. Udało mi się uciec. Więcej już nie ryzykowałem. Teraz łapię ryby nad drammeńskim fiordem, tam można łapać bez karty, ale to już nie to samo. Trzeba niekiedy bardzo długo czekać, żeby cokolwiek złapać – podsumowuje mężczyzna, który chce zachować anonimowość.
Najczęściej na kłusownictwo decydują się Polacy i Litwini, ale muszę przyznać, że nie brakuje też Norwegów wędkujących nielegalnie. Z problemem tym walczymy praktycznie przez cały rok.
Nie trzeba kłusować
W pewnym momencie zza szuwarów wyłoniła się łódka. Płynęło w niej dwóch mężczyzn w jakichś mundurach, ale nie policyjnych, i kobieta. Jeden z mężczyzn podszedł do mnie i grzecznie poinformował, że w Norwegii nie wolno łapać ryb w rzekach przed 15 maja i po 15 września, a łapanie ryb w dozwolonym terminie jest możliwe po wykupieniu karty wędkarskiej. Gdy ten facet ze mną rozmawiał, kobieta robiła nam wszystkim zdjęcia z bliskiej odległości.
Polscy wędkarze biją rekordy na Lierelva

To może Cię zainteresować