#PolakPotrafi: Biznes Polaków na Lofotach przyciąga tłumy. "Norwegia prowadzi przedsiębiorców za rękę"
Kilkanaście lat temu turystyka na Lofotach bazowała na zaledwie 3-4 miesiącach w roku. Dziś jest całoroczna. fot. archiwum prywatne
Nie zabić klimatu Lofotów
Choć pierwsze lata przynosiły straty, dziś w sezonie wysokim obłożenie sięga stu procent. W lutym i marcu na Lofotach zaczyna "dziać się magia" - to wtedy występują najpiękniejsze zjawiska przyrodnicze. Zimą ośrodek Agaty i Erwina odwiedza wielu fotografów, rządnych piękna regionu w swoich obiektywach. Po wizycie tutaj nie muszą korzystać z Photoshopa.- Lofoty latem są piękne, ale zimą są przygodą. W ostatnich latach przejęły pozycję fotograficznego raju, jaką wcześniej miała Islandia. Ze względu na to, świadomie kierujemy naszą ofertę także w stronę tej grupy klientów - wyjaśnia właścicielka firmy zarządzajacej ośrodkiem.
Wie, co mówi, bo kilkanaście lat temu turystyka na Lofotach bazowała na zaledwie 3-4 miesiącach w roku. Dziś jest całoroczna. Żeby tak właśnie funkcjonował również ich ośrodek, musieli wykonać kawał ciężkiej roboty.
– Cały czas walczymy o gości, jednak nie zależy nam na masowej turystyce. Ona zabiłaby klimat Lofotów. Tutejsza ma być raczej ekskluzywna i rozważna, nie chcemy tego zaburzać. Odwiedza nas wielu zagorzałych podóżników, którzy zwiedzili już duża część świata. Zgodnie mówią, że Lofoty to miejsce wyjątkowe – podkreśla Agata.

Odwiedziny orek
A na horyzoncie jest już kolejna inwestycja. W budynku, który kiedyś był kliniką denstystyczną powstaje baza noclegowa oraz base camp. Kompleksowa oferta będzie skierowana do klientów indywidualnych oraz małych grup, a znajdą się wniej warsztaty kulinarne, fotograficzne, jogi, taneczne. Dla siebie znajdą też coś osoby kochające aktywny tryb życia: wycieczki górskie, kajakowe, nurkowanie.
Pod koniec kwietnia Polacy po raz dziesiąty zorganizują też festiwal jazzowy Elijazzen. Mały, kameralny i wyjątkowy - jak całe Lofoty. Przewidzianych miejsc jest jedynie około stu, a zagrają najlepsi jazzmani z Norwegii i nie tylko. Agata ma nadzieję, że, być może, uda ściągnąć się Wojtka Mazolewskiego wraz zespołem. Planują już prosić o dofinansowanie polską Ambasadę w Oslo.
– Mam nadzieję, że odwiedzi nas jak najwięcej Polonii. Są już w końcu do nas bezpośrednie loty z Oslo, a cena to zaledwie tysiąc koron [ok. 450 zł - przyp. red.] w jedną stronę. Kwiecień to idealny okres, bo pogoda na Lofotach jest wtedy zazwyczaj słoneczna, a dni długie. Poza tym co roku w tym okresie przypływają do nas orki, które skaczą nam dosłownie przed samym ośrodkiem. Goście są wniebowzięci – cieszy się Agata.
Klimat wyspiarza
– Bez synergii pomiędzy z naturą, próba życia na Lofotach skończy się niepowodzeniem i walką z żywiołami. To nie jest miejsce dla każdego. Wielu którzy próbują, po roku rezygnuje. Żeby żyć w tym cudownym miejscu trzeba być zdeterminowanym i wytrwałym. To fragment ziemi dla indywidualistów, dlatego też przyciąga tak wielu artystów i ludzi uduchowionych. Medytacja, joga – tutaj smakują jeszcze lepiej – podkreśla z powagą Agata.
Czasami ma ochotę na miejski wypad: zakupy, restauracje, zwiedzanie. Odwiedza wtedy na przyjaciółkę, mieszkającą w Oslo. Zazwyczaj jednak po kilku dniach z ulgą wraca na ukochane Lofoty.
– Coraz bardziej męczy mnie jednak miejski zgiełk, hałas, wyczuwalne zanieczyszczenia. Po dwóch dniach w stolicy jestem zmęczona i tęsknię za wyspiarskim stylem życia. Moja tolerancja na miejski klimat niestety coraz bardziej spada – mówi Agata.

Za rękę z Norwegią
– Łatwiej niż w Polsce, bo Norwegia prowadzi za rękę. W Polsce często jest na odwrót, mam wrażenie, że czeka się na potknięcie przedsiębiorcy. Nie jest tak, że tutaj panuje biznesowa idylla. My także często musimy doszukiwać się przepisów i pokazywać je urzędnikom palcem. Na wielu szczeblach brakuje kompetentnych osób. Jednak, jeśli nieświadomie popełnisz w biznesie jakiś błąd, zawsze czujesz pewną przychylność i przestrzeń. Mówią: ,,Musimy ci zwrócić uwagę, ale masz jeszcze szanse to poprawić" – odpowiada Agata.
Wady? Biurokracja, z którą przychodzi mierzyć się przedsiębiorcom. Na wiele rzeczy oczekuje się zbyt długo. – Anielska cierpliwośc jest niezbędna – śmieje się Agata. – Ale przedsiębiorczym Polakom zdecydowanie polecam założenie w Norwegii własnego biznesu. Jestem dumna, bo nasz sukces zawdzięczamy odwadze. Nie przestraszyliśmy się tak dużego przedsięwzięcia.
Odwaga to jedno, ale, jak przyznaje Agata, istotną rolę odgrywa też bezpieczeństwo finansowe. W Polsce, decydując się założyć własny biznes, trzeba postawić wszystko na jedną kartę. Czasami zadłużyć lub na szali postawić dotychczasowy majątek. Uda się albo nie. Zazwyczaj nadzieje są wielkie, ale stres jeszcze większy. W Norwegii jest inaczej.
– Tu, nawet jeśli nie ma się stałego zatrudnienia i przychodów, istnieją duże udogodnienia socjalne. Ma się wówczas czas na rozbudowanie biznesu, siedząc często na ,,garnuszku państwa". W Polsce to zakładanie działalności to zazwyczaj ogromny stres – wylicza Agata.
– Jak traktują was Norwegowie? – pytam i... słyszę nieoczywistą odpowiedź.
– W ogóle nie postrzegają nas jako obcokrajowców! Mówią, że czują, jakbyśmy byli stąd. To miłe, bo wskazują nas jako przykład dla innych przyjezdnych i odnoszą się do nas z dużym szacunkiem – przekonuje Agata. – Moje doświadczenia są zupełne przeciwieństwem tego, co mówi wielu naszych krajan. Nigdy nie spotkałam się z jakimikolwiek uprzedzeniami na tle pochodzenia. Może dlatego, że przyjechałam do Norwegii, już znając język, a wraz z upływem lat nauczyłam się jego niuansów i dialektu. Dzięki temu dziś nie patrzą na mnie jak na ,,obcą".
To może Cię zainteresować
16-08-2017 08:28
0
-4
Zgłoś
15-08-2017 21:48
2
0
Zgłoś
14-08-2017 15:52
10
0
Zgłoś
13-08-2017 10:09
18
0
Zgłoś