Strona korzysta z plików cookies

w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.

Przejdź do serwisu

Pozostało jeszcze:

2
DNI

do zakończenia rozliczeń podatkowych w Norwegii

Rozlicz podatek

Wojna o skutery śnieżne

 
 Fot. Archiwum MN
W 40 norweskich gminach będzie można jeździć skuterami śnieżnymi. Przeciwnicy grzmią o zagrożeniu dla tradycyjnego norweskiego modelu obcowania z przyrodą. Zwolennicy zbywają ich zastrzeżenia śmiechem.


O co tyle hałasu?

Ministerstwo ochrony środowiska zaproponowało, by 40 gmin na próbę wprowadziło trasy dla skuterów. Okres próbny ma potrwać do czterech lat.

O to, by to na ich terenie wolno było dla rozrywki jeździć skuterem śnieżnym, ubiegało się 100 gmin, ale rząd w ramach kompromisu z organizacjami sprzeciwiającymi się projektowi jako takiemu, wyraził zgodę na 40.

Swobodna jazda po wyborach?

Organizacje turystyczne, Friluftslivets Fellesorganisasjon (FRIFO) oraz Norweskie Towarzystwo Turystyczne (Den Norske Turistforening - DNT) są przeciwko projektowi. Porozumienie Klubów Skuterowych (Snøscooterklubbenes Fellesråd) nie tylko jest za, ale domaga się ogólnej zgody na jazdę skuterami, we wszystkich gminach, które wyrażą na to zgodę.

Porozumienie ma nadzieje, że projekt pilotażowy zostanie odłożony do szuflady, a wszystkie gminy w Norwegii będą miały prawo samodzielnie zdecydować, czy chcą mieć u siebie trasy do jazdy rekreacyjnej na skuterach śnieżnych, czy nie. Skąd ta nadzieja? Stąd że zarówno Høyre, jak i Frp i KrF sygnalizowały, że są za takim właśnie rozwiązaniem. Z drugiej strony, gdy Børge Brende z Høyre był ministrem ochrony środowiska za poprzednich rządów partii mieszczańskich, nie dał skuterom zielonego światła, więc nikt ze zwolenników tras skuterowych nie chce przedwcześnie ogłaszać zwycięstwa.

Zagrożenie dla środowiska i dla tradycji

Tymczasem przeciwnicy skuterów nie zasypiają gruszek w popiele:

"Ten projekt projekt jest rozczarowujący i stanowi zagrożenie dla tradycyjnego norweskiego modelu obcowania z przyrodą" - czytamy w oświadczeniu sekretarza generalnego FRIFO, Lassego Heimdala.

Heimdal straszy, że teraz ludzie będą musieli uważać na to, w jakiej gminie kupują domek letniskowy i że pozwolenie na jazdę skuterami ograniczy możliwości poruszania się pieszych w terenie. Do tego w leśną ciszę i spokój dzikich ostępów wedrze się warkot silników, a zgoda na jazdę skuterami "jeszcze bardziej osłabi możliwości Norwegów jak chodzi o poruszanie się o własnych siłach", co z kolei stanowić ma "błędną strategię w zakresie zdrowia publicznego".

FRIFO powątpiewa też w to, czy poszczególne gminy są kompetentne, by orzekać o tym, czy lokalny ekosystem da radę znieść obecność pojazdów silnikowych i ostrzega, że dopuszczenie swobodnej jazdy skuterami śnieżnymi może odstręczyć od Norwegii zagranicznych turystów, szukających wypoczynku wśród nieskażonej przyrody.

Stek bzdur

Erik Kirkvold z Porozumienia Klubów Skuterowych mówi, że organizacje turystyczne celowo wprowadzają ludzi w błąd:

- Wbili sobie do głowy, że jazda rekreacyjna skuterem nie jest możliwa bez niszczenia turystyki tradycyjnej. Ignorują to, że prosimy o wyznaczenie dla nas tras w tych rejonach, gdzie nie będzie się to kłóciło z ich interesami. Tymczasem oni próbują przekonać samych siebie i innych, że domagamy się, by pozwolono nam jeździć wszędzie tam, gdzie nam się żywnie podoba i że jeśli jazda rekreacyjna skuterem będzie dozwolona, zniszczy to środowisko!

 erik_kirkvold._fot._erik_kirkvold._telen.no.png
 Erik Kirkvold z dużym zaangażowaniem odpiera zarzuty FRIFO i DNT.
 Fot. Erik Kirkvold/Telen.no

 

Kirkvold nazywa obawy przedstawiane przez FRIFO i inne tego typu organizacje stekiem bzdur, a jako przykład, że jazda skuterem nikomu krzywdy nie czyni, podaje Szwecję, gdzie wszystkie formy aktywnego wypoczynku na świeżym powietrzu, w tym jazda skuterem, współistnieją bez konfliktów.

Skuter koło hytty?

Kirkvold podkreśla też, że np. argumentu o zastanawianiu się, w której gminie kupić domek letniskowy, równie dobrze mogą użyć zwolennicy skuterów:

- Świat się zmienia, turystyka i rekreacja też. Wiele osób wybiera teraz bardziej aktywny sposób obcowania z naturą, co znajduje swoje odbicie również przy wyborze gminy, w której ktoś chce kupić hyttę. Jesteśmy zdania, że te 40 gmin, które wybrano do programu pilotażowego miało szczęście i na tym zyska.

Kirkvold dodaje, że trasy rekreacyjne dla skuterów generują niewielki hałas, jeśli tylko poprowadzi się je we właściwym terenie i że gminy na pewno zdołają sobie z tym poradzić bez wywoływania niepotrzebnych lokalnych wojenek.

Praca i pieniądze...

Kirvold wskazuje też na fakt, że turystyka skuterowa przyczynia się do tworzenia miejsc pracy i jest ważnym źródłem dodatkowych dochodów dla osób, które pracują w słabo zaludnionych gminach peryferyjnych. Przywołuje tu raport instytutu badań rynku usług turystycznych ETOUR, według którego w Szwecji przychody z turystyki związanej z jazdą na skuterach śnieżnych wyniosły 3 miliardy koron w roku 2001, a teraz zapewne wynoszą już około 3,5 miliardów koron.

Wprawdzie przewodniczący Porozumienia Klubów Skuterowych nie wierzy, że Norwegia mogłaby osiągnąć aż takie rezultaty jak Szwecja, niemniej jednak powstanie tras dla skuterów miałoby, według niego, pozytywny wpływ na sytuację ekonomiczną na prowincji.

Od kiedy program wchodzi w życie?

Zapowiadano wprawdzie, że program pilotażowy we wspomnianych 40 gminach ruszy już tej zimy, ale wygląda na to, że ciężko będzie tego terminu dotrzymać. Sprawa nie została jeszcze dopięta na ostatni guzik w ministerstwie ochrony środowiska, a gminy potrzebują czasu, by przygotować trasy i uzyskać ich zatwierdzenie.

Na razie zatem swobodnie i bez problemów można pojeździć skuterem śnieżnym tylko na Svalbardzie.



Źródło: DinSide



Reklama
Gość
Wyślij


Reklama
Facebook Messenger YouTube Instagram TikTok