Rozrywka
„Brakkefolket” a „Londyńczycy” – rzeczywistość a ułuda
32

Temat emigracji nie jest nam obcy. Nasi rodacy opuszczają kraj w celach zarobkowych, często poświęcając temu szczęście własne i swojej rodziny. Emigrant za granicą pracuje ciężko, ima się niemal każdego zajęcia, które pozwoliłoby mu zapewnić czekającej w Polsce rodzinie lepszy byt. Chyba każdy z nas zna kogoś, kto wyjechał „za pracą”, a jeśli nie, to możemy obserwować to zjawisko na ekranach naszych telewizorów i razem z bohaterami serialu/dokumentu, przeżywać wzloty i upadki przebywania na obczyźnie.
![]() |
źródło: tvp i nrko.no |
Znając oba obrazy polskiej emigracji zarobkowej, można pokusić się o próbę ich porównania. Jak wiadomo, serial TV i dokument rządzą się swoimi prawami. Serial kreował wizję nieco wyidealizowaną. Bohaterowie, tytułowi Londyńczycy, komunikowali się w języku angielskim, spotykali odpowiednich ludzi, a gdy natrafiali na swojej drodze kłopoty, reżyser i scenarzysta bardzo zgrabnie ich z nich wyciągali. W „Brakkefolket” nie ma scenariusza, ludzie ukazani są w sposób rzeczywisty, nie odgrywają wyuczonych ról. W pierwszym zetknięciu z tym programem, widza może uderzyć naturalizm – nieznajomość języka norweskiego, złe warunki mieszkaniowe, długoterminowe bezrobocie. Z drugiej strony, oglądając dokument, obserwujemy prawdziwe uczucia, które towarzyszą rodakom – tęsknota za rodziną i krajem, marzenia o polepszeniu standardów życia rodziny, wybudowaniu domu czy zorganizowaniu wymarzonego wesela. Chcąc nie chcąc, zaczynamy sympatyzować z wybraną postacią i przejmować się jej losem.
![]() |
źródło: tvp i nrko.no |
Seriale pokroju „Londyńczyków” nie mają na celu ukazania rzeczywistości, są ugładzone i służą głównie rozrywce. Są wizualizacją klasycznego „american dream”, w którym bohater zostawia to, co ma w ojczyźnie i wyjeżdża stawiając wszystko na jedną kartę. Po drodze przeżywa liczne perypetie, chwile triumfu i zwątpienia, ale prędzej czy później osiąga swój cel i spełnia marzenia. W dokumentach nic nie jest pewne, nie tylko widz, ale również twórca czy sam bohater nie wiedzą, co zdarzy się na przestrzeni kilku tygodni lub miesięcy. Porównując wartość merytoryczną, wygrywa zdecydowanie „Brakkefolket”. Będąc odbiorcą jego przesłania, mamy klarowną wizję emigracji – nie żyjemy w złudnym przeświadczeniu o Norwegii, jako o krainie mlekiem i miodem płynącej. Oczywistym staje się, że nic nie dostaniemy za darmo, a odpowiedni ludzie nie staną na naszej drodze ot tak, nagle.
![]() |
źródło: tvp i distillique.co.za, gladyszargo.pl |
Jak już wspomniałam, „Londyńczycy” stworzeni zostali dla rozrywki. Nie ma w tym przecież nic złego, bardzo miło jest przecież patrzeć jak ludziom dobrze się układa w życiu, cieszyć się ich sukcesami i myśleć, że wszystko w życiu jest takie proste. „Brakkefolket” może budzić nieco nostalgiczne nastroje. Pokazuje, że świat nie jest kolorowy, że łatwo wyjechać, ale co dalej… Warto zastanowić się, który obraz emigracji wybierzemy. Chcemy wiedzieć jaka jest naprawdę czy wolimy żyć w wyidealizowanym świecie i niczym się nie przejmować? Warto jednak zapoznać się zarówno z serialem jak i dokumentem, najlepiej w kolejności następującej: dokument, a potem serial. Najpierw gorzka rzeczywistość, którą osłodzimy sobie odrobiną idylli.
Obejrzyj "Brakkefolket"
Reklama
To może Cię zainteresować
13
21-11-2013 17:08
1
0
Zgłoś
21-11-2013 15:44
0
-1
Zgłoś
21-11-2013 15:32
1
0
Zgłoś
21-11-2013 15:32
0
0
Zgłoś
19-11-2013 22:18
1
0
Zgłoś
19-11-2013 13:34
0
0
Zgłoś
19-11-2013 11:47
0
0
Zgłoś