fotolia.pl - royalty free
– W Polsce jest tak, jakbyś do sprintu startował, a ktoś cię za szelki trzymał – mówi Jerzy, który kilkanaście lat temu przeprowadził się z rodziną do Norwegii.
W domu Zofii i Jerzego już od progu wita gości zapach świeżo upieczonego piernika. W salonie stoi choinka. Nieprzystrojona. Czeka na 6-letnią wnuczkę, która lada dzień przyjedzie z Polski z mamą. – Kiedyś powiedziałem sobie, że zamieszkam tu na stałe – mówi Jerzy uśmiechając się. Ale droga do realizacji tego marzenia nie była prosta.
Niełatwe początki
56-letni dziś Jerzy w latach 90-tych zaczął przyjeżdżać do kraju fiordów co wakacje jako pracownik fizyczny. Nierzadko spał w samochodzie i jadł jedzenie z puszki, ale dzięki temu mógł odkładać więcej pieniędzy. W Polsce pracował jako górnik, a po pracy korespondencyjnie uczył się angielskiego. Podczas sezonowych wyjazdów zaprzyjaźnił się z pewną norweską rodziną u której pracował.
– Na przełomie 2000 roku sporo pisało się o zapotrzebowaniu Norwegii na pielęgniarki i oni zaproponowali mi wtedy: „Jerzy, skoro twoja żona jest pielęgniarką, może przyjedziecie tutaj na stałe?” – wspomina.
Małżeństwo zdecydowało się na przeprowadzkę w 2003 roku, kiedy syn skończył gimnazjum, a córka rozpoczynała studia. – W wieku 43 lat, nie znając żadnego języka, przyjechałam do obcego kraju i po 5-miesięcznym kursie przygotowawczym oraz językowym mogłam pracować jako pielęgniarka – wyjaśnia Zofia, i dodaje: – To wymagało ode mnie ogromnego samozaparcia, choć nie ukrywam, że były momenty zwątpienia. Mąż i syn mogli zamieszkać w Norwegii legalnie dopiero kiedy zdobyłam pracę.
Dziś 55-letnia Zofia mówi po norwesku biegle, ale pamięta czasy, kiedy całe mieszkanie było obklejone karteczkami z norweskimi słówkami. – Na początku pomagali nam zaprzyjaźnieni Norwedzy. Wynajęli mieszkanie, pożyczyli najpotrzebniejsze sprzęty domowe, a nawet garnki. Od początku spotkaliśmy się z ogromną życzliwością – wspomina. Z czasem Jerzy dostał pracę w firmie ogrodniczej, a syn Jan, po prawie dwuletnim przygotowaniu językowym (nauka norweskiego i angielskiego), poszedł do norweskiej szkoły średniej.
Początkowo był zachwycony przeprowadzką i, jak mówi, „wyjazdem z dziury, jaką było małe górnicze miasteczko”, ale później mocno odczuł trudności związane z dopasowaniem się do nowego środowiska. – W szkole przekonałem się, że Norwedzy to „zimny naród” i ciężko być przez nich zaakceptowanym, jeśli nie mówisz bardzo dobrze po norwesku, a zwłaszcza, jeśli jesteś „ze Wschodu” – wspomina Jan, który dzisiaj pracuje w Norwegii jako inżynier.
Powody wyjazdu
Pomimo początkowych trudności, Zofia i Jerzy dziś przywołują jedynie te dobre wspomnienia. I nie zmieniliby by swojej decyzji.
Pamiętam dobrze, że życie w Polsce to było codzienne boksowanie się i liczenie każdej złotówki do wypłaty. Jakbyś startował do sprintu i ktoś trzymał cię za szelki.~Jerzy, mieszka w Norwegii
Po 20 latach małżeństwa, przy dwóch pensjach, mieli mieszkanie na kredyt w małym bloku i używany samochód. Jednakże nie tylko finanse zadecydowały o wyjeździe. – Można powiedzieć, że chodziło o ogólny brak pomysłu i perspektyw na życie w Polsce. Nie czuliśmy się przywiązani do miejsca, w którym żyliśmy, zresztą daleko od rodzin – wyjaśnia Zofia. – Szukaliśmy swojego miejsca na Ziemi i padło na Norwegię. Oboje byliśmy zachwyceni tamtejszą przyrodą i spokojem życia – dodaje i pokazuje zdjęcia, które Jerzy przywoził z wakacyjnych wyjazdów.
Małe sukcesy
Dom kupili już po dwóch latach stałej pracy w Norwegii. – Wtedy wzięcie kredytu nie było problemem, jeśli miałeś stałą pracę. Dziś jest trudniej, bo banki stały się ostrożniejsze względem obcokrajowców – tłumaczy Jerzy i dodaje, że teraz przyjeżdża więcej osób, które zamiast uczciwie pracować, kombinują.
– Kiedyś spotkanie Polaka było atrakcją, zawsze nawiązywało się rozmowę. Teraz to norma – mówi Zofia. Pamięta, że po przyjeździe poprzez polski Kościół nawiązali kontakty z polsko-norweskimi małżeństwami, z którymi przyjaźnią się do dziś. Nawiązali także wiele znajomości z Norwegami, co, jak przyznaje Zofia, było istotne ze względu na referencje.
– Byliśmy zauroczeni ich otwartością i życzliwością. Nigdy nie odczuliśmy tego, że przyjechaliśmy tu jako obcy – mówi Zofia, i wyjaśnia, że inaczej czasami ma się sprawa z Norwegami, którzy cię nie znają i patrzą jedynie przez pryzmat obcego.
Z perspektywy czasu Zofia ocenia wyjazd jako sukces. Mają duży dom z ogrodem, w którym może sadzić ulubione kwiaty. Stać ich było na kupno nowego samochodu i utrzymanie dzieci na studiach. Przez cały czas wspierają także finansowo rodzinę. – Tęskno nam jedynie za wnuczką, ponieważ córka po studiach postanowiła zostać w Polsce – wyjaśnia kobieta, i szybko dodaje, że dziś, w czasach Internetu i tanich linii lotniczych, kontakt jest znacznie ułatwiony.
Może tęskni mi się jedynie za polskimi jabłkami, białym serem czy takimi zwykłymi targami warzywnymi, jakie można spotkać w Polskich miastach.~Zofia, żona Jerzego
Co dalej?
– Z jednej strony człowiek chciałby wrócić na starość, tam, gdzie się urodził. Zbudować wcześniej dom i zostawić coś po sobie – mówi Jerzy, zapytany o plany na przyszłość. Zofia oceniając sytuację z perspektywy pielęgniarki zauważa jednak, że życie na starość w Norwegii jest jednak lepsze pod względem opieki medycznej. – Planujemy powrót za 10 lat, kiedy przejdę na norweską emeryturę. Chcemy wybudować dom w mojej rodzinnej wiosce – tłumaczy Zofia. – Będziemy w spokoju cieszyć się Polską, żyjąc za godne pieniądze.
Reklama
26-12-2015 19:56
0
0
Zgłoś
26-12-2015 19:43
1
0
Zgłoś
26-12-2015 19:30
0
0
Zgłoś
26-12-2015 19:21
0
0
Zgłoś
26-12-2015 18:54
0
0
Zgłoś
26-12-2015 18:50
0
0
Zgłoś
26-12-2015 18:37
1
0
Zgłoś
26-12-2015 13:58
0
-1
Zgłoś
26-12-2015 01:12
1
0
Zgłoś
25-12-2015 18:46
0
-1
Zgłoś