
Zalaminowana kartka z zachętą o treści "DLA NASZYCH KLIENTÓW: POKAZAĆ torbie / Case niezamówionych w KASY" (co na poprawną polszczyznę należałoby przetłumaczyć jako: "Do naszych klientów: prosimy bez wezwania okazywać torbę / torebkę przy kasie"), wyeksponowana była na słupku tuż przy wejściu do sklepu.
Jednak to nie na treść jako taką zareagowała Patrycja, tylko na fakt, że zachęta w języku polskim była umieszczona u góry i wyraźnie większymi literami, niż ten sam tekst po norwesku.
Przy okazji - nieopodal znajdował się taki sam słupek, tyle że z językiem litewskim "w roli głównej".
Skierowany do Polaków jako potencjalnych złodziei
![]() |
- Dlaczego nie ma najpierw napisu w języku norweskim, potem może po angielsku, a dopiero potem ewentualnie po polsku lub w jakimś innym języku? - pyta Patrycja Szewczyk.
Według niej plakat to jaskrawy przykład dyskryminacji.
- Stałam tam przez chwilę, nie mogąc uwierzyć własnym oczom - relacjonuje. - Cała się gotowałam. Nie możecie [wy, Norwegowie] wrzucać wszystkich członków jakiegoś narodu do jednego worka. Tymczasem odebrałam ten plakat jako skierowany konkretnie do Polaków-złodziei. Jest on wymierzony bezpośrednio w określoną grupę ludzi i to nie jest właściwe.
Stygmatyzacja ludzi z Europy Wschodniej
21-latka mieszka w Norwegii, w Bergen, od 13. roku życia. Przez wszystkie te lata, jak sama mówi, robiła zakupy w Remie 1000 Wergeland, ale nigdy dotąd nie zauważyła tych plakatów.
- Czuję się zarówno Polką, jak i Norweżką, więc boli mnie to, że mieszkańcy Europy Wschodniej są w Norwegii przedstawiani jak przestępcy. Nie wszyscy tacy są.
Patrycja rozumie, że ludzie są rozdrażnieni z powodu kradzieży, ale uważa, że w tym wypadku sposób, w jaki Rema to zakomunikowała stanowił osądzenie pewnej grupy na podstawie stereotypu. Mimo to nie zamierza bojkotować sklepu:
- Lubię ten sklep na tyle, że nie przestanę robić w nim zakupów. Spróbuję nie przejmować się za bardzo tym plakatem, mimo że poczułam się nim dotknięta i urażona.
Patrycja studiuje prawo na uniwersytecie w Bergen. Obecnie jest na trzecim roku i właśnie zgłębia zagadnienia związane z prawami człowieka, wolnością słowa i zakazem dyskryminacji. Jak sama ocenia, być może to właśnie dlatego tak silnie zareagowała na wywieszkę Remy.
- W pewien sposób dotykało to dziedzin prawa, które obecnie studiuję i zagadnień, którymi się zajmuję.
Handlowiec przeprasza
Preben Madsen, właściciel sklepu Rema 1000 Wergeland, mówi, że plakaty przed wejściem stoją tam już od około pół roku.
- Nie mieliśmy nic złego na myśli, umieszczając je tam. Nie sądziłem, że ktoś może odebrać je jako dyskryminujące. Możemy zaraz zrobić nowe wywieszki - deklaruje i natychmiast zwraca się do jednego z pracowników z poleceniem zdjęcia plakatów i zrobienia nowych, na których litery będą jednakowo duże we wszystkich językach.
Madsen przyznaje, że jeśli się chwilę zastanowić, forma plakatów, gdzie napis w języku polskim znajduje się u góry i jest wydrukowany większą czcionką, niż tekst norweski, może faktycznie zostać odebrana źle - jako wyraz dyskryminacji:
- Z pewnością może tak być. Przepraszam za to. Naszą intencją nigdy nie było obrażenie kogokolwiek.
Madsen wyjaśnia, że w jego sklepie zdarzało się sporo drobnych kradzieży, ale że żadna konkretna narodowość nie okazała się tu gorsza od innych.
Według Madsena, sieć Rema nie ma też jakichś ogólnych wytycznych co do wyglądu umieszczanych w sklepach plakatów tego typu.
Wywieszki muszą być neutralne
Thomas Angell, dyrektor ds. handlu w organizacji branżowej Virke, której członkiem jest też koncern Rema, dobrze rozumie, że Patrycja Szewczyk poczuła się napiętnowana przez formę plakatu w sklepie Rema 1000.
- To było dość nietaktowne - zauważa. - Dobrze, że właściciel zdjął te plakaty i zmienił je na inne, tak by nie piętnowały jednej lub kilku wybranych narodowości.
Angell daje kilka ogólnych wskazówek dla wszystkich osób, działających w handlu:
- Plakaty informacyjne powinny być neutralne. Umieszczenie w sklepie zachęty, czy wezwania do okazania torby przy kasie jest zupełnie w porządku, ale plakaty te nie mogą sygnalizować, że jakaś konkretna grupa etniczna to więksi bandyci, niż inni, np. że Polacy są większymi draniami i złodziejami, niż Norwegowie. W pewnym sensie rozumiem to, że właściciele zmagający się z plagą kradzieży sklepowych starają się wyodrębnić grupy lub narodowości, które wydają im się szczególnie podejrzane i zwrócić się bezpośrednio do nich, ale stygmatyzowanie kogokolwiek nigdy nie jest dobrym pomysłem.
Dyrektor Virke zachęca Norwegów do wyobrażenia sobie sytuacji, w której to oni przyjeżdżają do obcego kraju, a tam w sklepach widzą wielkie plakaty w języku norweskim, na podstawie których można odnieść wrażenie, że Norwegowie w danym miejscu to najczęściej podli złodzieje.
- Chyba nikomu by się to nie podobało - konkluduje Angell.
(PS. We wtorek wieczorem inkryminowane plakaty były już zdjęte)
Na podstawie: Bergens Tidende
To może Cię zainteresować
08-06-2016 09:18
0
0
Zgłoś
04-02-2016 07:23
0
-5
Zgłoś
19-06-2015 14:14
2
0
Zgłoś
08-02-2013 01:24
0
0
Zgłoś
07-02-2013 19:10
1
0
Zgłoś
07-02-2013 18:49
0
0
Zgłoś