Darmowy kurs języka norweskiego
Siemanko! Witamy się po norwesku. Poradnik językowy, część 1.
1

W pierwszym odcinku naszego Poradnika weźmiemy pod lupę norweskie powitania. Może nie te salonowe, bo zakładam, że na obiad do Króla Haralda wybierzemy się innym razem, ale te codzienne, zwykłe, koleżeńskie.
W zasadzie powitanie to zbyt wielkie słowo, bo Norwegowie oprócz „Hei!" nie mają w zwyczaju podawania ręki, za to w zamian, przez cały dzień, przy każdej mijance, wykonują ruch głową jakby mówili „Hei!” i mruczą coś, co po komputerowej analizie i odpowiednim pogłośnieniu, daje się odczytać jako „Hei!”.
Wielu Polaków zamieszkujących kraj fiordów uważa, że Norwegia to nieco nudny kraj. Więc narzekamy. Narzekamy, a potem idziemy do pracy i po raz setny do portiera z Pakistanu mówimy „Hei!”, do Szweda z teczką – „Hei”, do kolegów Norwegów – „Hei!”, macha nam Filipinka szczotką - znowu „Hei!”, no, może do szefa "Mor`n..." Nuuudaaaa.
Ale oto nadciąga Heniek i już leci „Siemanko, żółwik, piąteczka”, a Heniek nie pozostaje dłużny i nadaje „Czołem brachu, witam i o zdrowie pytam...” Można? Można. Choć niewykluczone że Norwegowie przysłuchujący się tej scenie, nie usłyszawszy żadnego „Hei”, zamiast docenić powitalne bogactwo myślą sobie: „no popatrzcie, nawet się nie przywitali”.
Zatem od jutra spróbujmy ich zaskoczyć i pokazać, że z nimi też tak możemy, a z Heńkiem tylko się rozgrzewaliśmy. Na początek ustalmy:
Hei! - Cześć!
Hei hei! - No cześć!
God dag - Dzień dobry
God dagen - Dzieńdoberek
Mor'n - ...Bry (przy lepszej dykcji da się usłyszeć dziobry)
W zamian możemy pojechać nowością i rzucić „Halla!” czyli „Siema”, a gdy czujemy niedosyt, dołożyć z grubej rury „Skjer'a?”, czyli takie z lekka ciekawskie „No co tam?”. Jeżeli doskonale wiemy „co tam”, bo właśnie ten pan poprzedniej nocy holował za friko nasze zepsute auto i dziś jest z tego powodu niewyspany, warto przy powitaniu dorzucić „Takk for sist”, czyli „dzięki za ostatnie spotkanie”, a zrobi się jeszcze bardziej senny.
A jak zapamiętać inne zwroty? Metodą skojarzeń. Pamiętacie takiego typowego pana Alojzego, szewca, który za pół litra klucz dorobi, dziecka przypilnuje a czasem nawet buty naprawi? Jeżeli spotkacie jego sobowtóra, rzućcie mu „Hallais” - brzmi jak Halojz(y) a on odbierze to jak „Siemanko”. Ktoś bogaty i dobrze ubrany ma pewnie hajs, więc zasługuje na „Heisann”, co w jego uszach zabrzmi jak przyjacielskie, chwackie „Hejka”, do rudobrodego dryblasa możemy zaryzykować szwedzkopodobne „Cześć”, czyli „Tjena”, a gdy spotkamy kogoś niewysokiego o skośnych oczach, bezwzględnie wypalmy mu „Chao!” Dlaczego? Bo z Wietnamczykami najlepiej jest mówić po wietnamsku.
Na dzisiaj tyle, ale się nie żegnamy, bo o pożegnaniach - w następnym odcinku. A z pracy, póki co wychodźcie chyłkiem, bez słowa.
Ilustracja: Katarzyna Sadowska
Reklama
To może Cię zainteresować
3
29-11-2015 20:47
6
0
Zgłoś