Strona korzysta z plików cookies

w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.

Przejdź do serwisu

Reklama

Rata w Norwegii już od618kr

Sprawdź ratę

Usługa realizowana przez DigiFinans.no | Priseksempel: Eff. rente 15,82%, 100 000 kr. over 5 år, etablering 950 kr., Tot. 142 730 kr.

Kultura

Co znad fiordów pod choinkę? 5 norweskich książek idealnych na prezent

Martyna Engeset-Pograniczna

09 grudnia 2023 14:00

Udostępnij
na Facebooku
Co znad fiordów pod choinkę? 5 norweskich książek idealnych na prezent

Dzięki literaturze możemy zapakować i posłać w świat odrobinę skandynawskiej zimy, myśli filozoficznej lub dreszczyku grozy prosto z Północy. MN

Pierwsza połowa grudnia to czas intensywnych rozmyślań, co zawinąć w lśniący papier i położyć pod udekorowanym drzewkiem. Które spośród wydanych w tym roku norweskich książek warto sprezentować bliskim albo samemu sobie? Dzięki literaturze możemy zapakować i posłać w świat odrobinę skandynawskiej zimy, myśli filozoficznej lub dreszczyku grozy prosto z Północy. Tu znajdziecie garść podpowiedzi.

Olśniewająca wizja lodowego zamku

„Oszronione kopuły, miękkie łuki i splątaną koronkową tkaninę świata trolli. Wszystko z lodu (…). Wszystko lśniło. Słońce się nie pojawiło, lecz to tutaj lśniło samo z siebie błękitem i zielenią lodu, śmiertelnie zimne” – skrzy się przed oczami czytelników przedziwna konstrukcja zbudowana przez groźną naturę w Zamku z lodu. Opublikowana w 1963 roku mikropowieść Il-slottet Tarjeia Vesaasa ukazała się w tym roku po polsku w nowym tłumaczeniu Marii Gołębiewskiej Bijak (poprzednio Is-slottet publikowano w Polsce jako Pałac lodowy w tłumaczeniu Beaty Hłasko) i w podwójnym wydaniu – książka zawiera też drugi, również interesujący, utwór Vesaasa, Wiosenną noc.
Tajemnicze, lodowe zamczysko z rozświetlonymi komnatami to głównie wytwór niespokojnej dziecięcej wyobraźni. Większość członków wiejskiej gromady, spoglądając w jego kierunku, ujrzałaby całkiem zwyczajny zamarznięty wodospad. Może i wart nadłożenia drogi, okazały czy wręcz monumentalny, ale zdecydowanie nie nadnaturalny. Dla głównych bohaterek, jedenastoletnich Siss i Unn, jest jednak czymś magicznym, baśniowym, czymś, czemu trudno się oprzeć. I w końcu – czymś śmiertelnie niebezpiecznym.
Dziewczynki znały się krótko, ale błyskawicznie połączyła je silna więź. Aż iskrzy między nimi od napięcia. Metafizycznego lub erotycznego. A może zarazem jednego i drugiego? Potem Unn nagle znika. Czy wróci? I jak ze strachem i tęsknotą poradzi sobie Siss?
Zamek z lodu to piękna, metaforyczna opowieść o dorastaniu, bliskości i stracie. A także o tym, że z nieszczęścia można się podnieść. Lody w końcu zawsze puszczają. Okładka Zamku z lodu jest spójna z pozostałymi okładkami poznańskiej „Serii Dzieł Pisarzy Skandynawskich”, ale nie traci przez to indywidualnego uroku. Biało-niebieski, geometryczny, kwiatowy wzór przywodzi na myśl lodowe kwiaty malowane na szybie przez szron. Już samo wzięcie do rąk tej książki – autorstwa jednego z najwybitniejszych nordyckich pisarzy XX wieku – jest jak dotknięcie zimy.

Kiedyś to były budki telefoniczne!

Detektyw Harry Hole powraca? Nie tym razem. Najważniejszy norweski twórca kryminałów, Jo Nesbø, w Nocnym domu bawi się konwencją horroru. I to jak! Najpierw jego opowieść przypomina wciągające, ale przeznaczone dla nieco mniej dojrzałych odbiorców czytadło. Mała próbka stylu: „Twoja ręka! Rzuć ten telefon! Spuścił wzrok i dopiero teraz zorientował się, że jego palce w połowie już zniknęły w dziurkach słuchawki. Trzymając za część do słuchania, próbował wyszarpnąć unieruchomioną dłoń. Nie udało mu się jednak, a z telefonu zaczęły się wydobywać odgłosy siorbania – takie, jakie wydaje mój przybrany ojciec, jedząc zupę”. Czegoś takiego nie sposób przestraszyć się na poważnie.
Narratorem jest tu Richard, niezły przyjemniaczek. To znęcający się nad szkolnymi kolegami outsider, który rzadko daje po sobie poznać, że nie jest czystym złem. Że po części tłumaczą go rodzinne problemy i że gdzieś w głębi tli się w nim troska i dobro. Cóż jednak z tego, gdy kolejne dzieciaki zaczynają znikać pożarte przez krwiożercze telefony lub wylatują przez okno pod postacią czerwonookiej cykady, a ostatnią osobą przebywającą z nim sam na sam jest Richard? Czy ten zbuntowany chłopak to tylko świadek tych przerażających zdarzeń, czy może jednak je w jakiś sposób nieświadomie prowokuje? To pytanie dalszy przebieg fabuły właściwie… unieważnia.
Nesbø sięgnął po kompozycję szkatułkową, czyli strukturę opowieści w opowieści. Na początku części drugiej otwierająca Nocny dom historia Richarda-nastolatka przedstawiona zostaje nie jako prawda, lecz tekst bestsellerowej, luźno opartej na motywach autobiograficznych książki wydanej przez dorosłego już bohatera.
W części trzeciej Nesbø stosuje podobny manewr. Tym razem to część druga okazuje się czymś porównywalnie realnym, co majaki czy fatamorgana. Podczas lektury Nocnego domu z każdą chwilą robi się poważniej. Od zdecydowanie bardziej śmiesznej niż strasznej makabreski przechodzimy do namysłu nad naturą mobbingu, by w końcu dojść do jeszcze trudniejszego tematu. Jakiego? Sami sprawdźcie. Uwaga, pod koniec powieści można się wzruszyć.
Które spośród wydanych w tym roku norweskich książek warto sprezentować bliskim albo samemu sobie?

Które spośród wydanych w tym roku norweskich książek warto sprezentować bliskim albo samemu sobie?

Z filozoficznym przesłaniem – do wnuków i ludzkości

Jostein Gaarder międzynarodową sławę zyskał dzięki powieści Świat Zofii, przeznaczonego dla nastolatków wprowadzenia w historię filozofii. W książce To my tu teraz jesteśmy. Filozofia życia podejmuje próbę zrozumienia świata na bardziej osobistym poziomie. Pisze list otwarty skierowany do sześciorga swoich wnucząt… a także do całego świata. Rozpoczyna rozmowę, która miałaby – według jego zamierzeń – znaleźć kontynuację pod koniec XXI wieku. Pisarz chciałby, by za kilkadziesiąt lat jego wnuki pomyślały o dziadku i udzieliły odpowiedzi na jego pytania, mimo że on sam nie mógłby już ich usłyszeć.
Opowieść Gaardera niepozbawiona jest ciepła, wspomnień  i anegdot obrazujących dzieciństwo i dorastanie w Oslo lat 60. i 70. Przyjemnie jest się wczuć w retroklimat spędzanych w górskiej hytcie wakacji. Gaarder opisuje letnie miesiące bez łączności dostępnej natychmiast, ale wymagającej mozolnego, kilkukilometrowego spaceru do stacji telegrafu w celu zamówienia rozmowy międzymiastowej.
Jednocześnie pisarz – w przystępnej formie – porusza bardzo poważne tematy. Podejmuje namysł nad naturą religii (wobec której pozostaje sceptyczny), prawdopodobieństwem istnienia życia pozaziemskiego czy znaczeniem miłości. Najbardziej nurtuje go jednak inna kwestia; wyznaje: „Nie sądzę, aby było rzeczą zwyczajną to, że pisarze zasiadają do czytania własnych książek. (…) Raz jednak zdarzyło mi się intensywnie przeglądać jedną z własnych książek. Był to Świat Zofii (…). Musiałem coś sprawdzić. A kiedy nie znalazłem tego, czego szukałem, oblał mnie zimny pot. (…) Czułem się tak, jakby otworzyła się we mnie wielka pustka, i w końcu musiałem przyznać, że jest jedno ważne filozoficzne pytanie, którego w ogóle nie tknąłem, może wręcz to najważniejsze”.
Chodzi mu o pytanie natury ekologicznej, brzmiące „W jaki sposób możemy zachować cywilizację ludzką i warunki umożliwiające istnienie życia na naszej planecie?”. Gani samego siebie: „Właśnie tego pytania nie ująłem w Świecie Zofii, powieści, którą napisałem tak późno, w 1991 roku. (…) Jak mogłem być tak ślepy?” (by oddać mu sprawiedliwość, warto odnotować, że ten palący brak już dawno nadrobił. Problematyce ekologicznej poświęcił powieść z 2013 roku zatytułowaną Świat według Anny; jest dostępna po polsku). Uważa, że próba uratowania świata przed skutkami dewastacji przyrody i katastrofą klimatyczną to wspólna misja pokolenia jego i jego wnuków.
Gdzie indziej notuje: „Niegdyś określenie czarne łabędzie funkcjonowało jako synonim czegoś nie do pomyślenia, bo przecież wszystkie łabędzie są białe. Tak było do czasu, gdy pod koniec XVII wieku Europejczycy odkryli czarne łabędzie w Australii”. To my tu teraz jesteśmy to, na najogólniejszym poziomie, apel, by myśleć krytycznie, mieć odwagę podważać dogmaty i nie ustawać w dziwieniu się światu.

Zimowe igraszki i ślady na śniegu

A może opowiadania? Miłośnikom krótkiej formy (i nie tylko im) warto podarować wydany w serii „Mistrzowie opowieści” tom Skandynawska zima. Od pierwszego szronu do ostatniej kry (z okładką w barwach zorzy!). Znajdują się w nim utwory XIX-, XX- i XXI-wiecznych pisarzy nordyckich, zarówno klasyków (na przykład szwedzkiej noblistki Selmy Lagerlöf), jak i autorów średniego pokolenia dotąd na polski nietłumaczonych.
Norweska literatura to idealny pomysł na prezent pod choinkę.

Norweska literatura to idealny pomysł na prezent pod choinkę. MN

Na publikację składa się 26 tekstów, które łączy – w niektórych przewodni, w innych marginalny – motyw zimy, a dzieli tonacja emocjonalna. Jest i smutno, i strasznie, i wesoło.
Sześć spośród tych tekstów to teksty norweskie. Są to między innymi Mężczyzna, 72 Frodego Gryttena, Nie możemy pomóc każdemu Ingvild H. Rishøi czy Lód Roya Jacobsena, pisarza dobrze zadomowionego już na rynku polskim, którego śmiało można nazwać współczesnym klasykiem.
Grytten przedstawia historię zbłąkanego wędrowca, kierowcy, który zgubił się podczas śnieżycy i który – gdyby tylko ujawnił swoją tożsamość – w przekazie medialnym stałby się pośmiewiskiem. Natychmiast by go skategoryzowano. Nie byłby już człowiekiem, który w Boże Narodzenie wpadł w tarapaty, gdy próbował pomóc żonie pogrążonej w żałobie po bracie. Zostałby sprowadzony do roli „tego śmiesznego Chińczyka-Wietnamczyka, co zgubił się na dojazdówkach pod Oslo”, byłby jedynie żartem, znakiem, symbolem niedookreślonej obcości etnicznej. Opowiadanie o migrancie żyjącym w Norwegii od czterdziestu lat pochodzi z tomu o wymownym tytule Menn som ingen treng (Nikomu niepotrzebni mężczyźni).
Nie możemy pomóc każdemu Rishøi to z kolei z pozoru banalna, lecz tak naprawdę dogłębnie bolesna historia młodej, samotnej matki dźwigającej na swoich barkach wielkie problemy, które z zewnątrz mogą wydawać się małe – tak małe, jak obsiusiane majtki słodkiej, zziębniętej pięciolatki i brak w portfelu dziewięciu koron potrzebnych, by kupić nową parę. Na szczęście – jak na dobrą opowieść świąteczną przystało – znajdzie się ktoś, kto pomoże. Będzie lepiej – nawet jeśli tylko przez chwilę.
U Jacobsena w Lodzie wyraźnie natomiast widać, jak niebezpieczna jest surowa norweska przyroda. Proste w konstrukcji, bezpretensjonalne opowiadanie o traktorzyście transportującym drewno przez zamarznięty fiord okazuje się uniwersalną opowieścią o przyjaźni, strachu, głupocie, nonkonformizmie, przełamywaniu samotności... Mogłabym wyliczać dalej. Zamiast tego podsumuję – to tekst niemal o wszystkim, co w życiu ważne.
Poza twórczością Norwegów znajdziemy w Skandynawskiej zimie m.in. klasyczną, szwedzką nowelę Futro Hjalmara Söderberga, w której tytułowy przedmiot stanowi centrum opowieści o niedościgłych marzeniach, miłości i zdradzie; Śnieg utracony Malin Kivelä, fińską antyutopię osadzoną w odległym od nas czasowo, postapokaliptycznym świecie nieznającym już wcale śniegu czy brawurową i zabawną, choć nieco makabryczną historię szalonego pościgu za skradzionym drzewkiem w przewrotnej Kradzieży choinki Islandczyka Viktora Arnara Ingólfssona. Poza tym Duńczyk norweskiego pochodzenia Kim Leine zabierze nas w Krawędzi na Grenlandię widzianą oczami walczącego o życie poławiacza fok, a Szwedka Britta Stenberg poprowadzi czytelników opowiadania iluzja@życie.com przez krainę Saamów, gdzie w podszytej grozą historii z gatunku opowieści niesamowitych pewnemu kierowcy tira będzie się wydawało, że spotkał symbol seksu, a spotka… nie powiem, kogo. Zapraszam do lektury!

Hvis du snakker norsk…

Tym, którzy zaczęli przygodę z nauką norweskiego, ale nie czują się jeszcze pewnie w tym języku, przyjść z pomocą może strona internetowa Leser søker bok   (Czytelnik szuka książki). Można tam znaleźć m.in. książki z małą ilością tekstu i/lub napisane prostym językiem. Spośród tegorocznych nowości interesująco wygląda na przykład autobiograficzna Vi fattigfolk (My, biedni ludzie) Anny-Sabiny Soggiu.
Autorka posługuje się językiem potocznym, ponadto książkę podzielono na krótkie rozdziały i opatrzono przypisami. Soggiu opisuje dorastanie w niezamożnej rodzinie w biedniejszej części Oslo oraz związany z tym nieuzasadniony wstyd. Narratorka przedstawia się słowami: „Jeg får være som jeg er. Ei middelaldrende dame som bor aleine med katt på Etterstad. Som bruker Facebook som om det var dagboka mi. Om jeg skriver noe du synes er helt ute og ikke forstår, får du google det. Du er bedre på det enn meg” (Jestem tym, kim jestem. Kobietą w średnim wieku, co mieszka sama z kotem w Etterstad i używa Facebooka jak pamiętnika. Jeśli napiszę coś, co wyda ci się kompletnie nie na miejscu lub czego nie zrozumiesz, wygugluj to sobie. Jesteś w tym lepszy niż ja). Według recenzentów Vi fattigfolk to niepozwalająca na zamiatanie problemów pod dywan, gniewna proza.
Źródła: Leser søker bok, Manifest.no, MojaNorwegia.pl na podstawie treści omawianych książek
Reklama
Gość
Wyślij
Reklama
Facebook Messenger YouTube Instagram TikTok